niedziela, 25 sierpnia 2013

Siedemnaście

Pewnie gdyby cofnęli ją w czasie o te kilkadziesiąt dni, po takiej nowinie na jej twarzy wykwitłby cwaniacki uśmiech. Żadnego ze swoich klientów nie lubiła, ale tylko Kadziewicz przyprawiał ją o białą gorączkę. Bynajmniej nie swoimi popijawami i uzależnieniem od używek. Raczej mniemaniem, że może mieć każdą, wliczając w to ogromne grono i ją. Z chęcią na dzień dobry, tak za nic wypróbowałaby na nim wszystkie opanowane do perfekcji sztuki walki. Z przyjemnością przewiesiłaby jego przeszło dwumetrowe ciało na jednym ze sznurków wegetujących na balkonie. Wtedy nie mogła. A teraz nawet by tego nie chciała. Stał się jej zupełnie obojętny. Może jego osoba w jej głowie już wkraczała na teren tej delikatnej sympatii?

- Wszystko w porządku? - zmaterializował się w korytarzu od razu po solidnym trzaśnięciu drzwiami ze strony Lukrecji.
- Dlaczego pytasz? Znowu włączył się w tobie troskliwy wujaszek? - warknęła, powstrzymując ręce przed wystrzeleniem ich w kierunku twarzy Łukasza.
- Wychodzisz z domu tak po prostu i w ogóle nie zważasz na to, że w tym samym czasie mógłbym roznieść pół Olsztyna w dym, że już o całkowitym milczeniu nie wspomnę.
- Jesteśmy znajomymi, abym ci się ze wszystkiego zwierzała?
- Wspólne mieszkanie cię do tego nie obliguje?
- Najwidoczniej nie. Mnie i tak tu nie będzie za kilkanaście godzin, więc nie muszę zmieniać przyzwyczajeń.
- Jak to cię, kurwa, nie będzie?!
Nie odpowiedziała. Ze wzrokiem wbitym w jego osobę wyminęła go, kierując się do swojej klitki. Jeszcze kilka kroków i by jej nie złapał. Jeszcze kilka chwil, a całe życie żyłby w nieświadomości, dlaczego z dnia na dzień odeszła.
- O tym też nie możesz mnie poinformować? - zacisnął silniej dłoń na nadgarstku blondynki. I szczerze się zdziwił, że nie zrobiła tego samego z kręgami szyjnymi jego kręgosłupa.
- Ale o czym? Nie potrzebujesz już ochroniarza. Zmieniłeś się i wierzę, że nie wrócisz na wcześniejsze tory.
- Trener by mi o tym powiedział na treningu.
- Może jeszcze nie zdążył?
- A może ty kłamiesz?
Piorunujące spojrzenie prosto w jego zielone tęczówki. Rozchylone ze wściekłości usta, szybciej pulsująca krew, wzrastające produkowanie adrenaliny. I to cholernie ciężkie powstrzymywanie swoich kończyn.
- Zarzucasz mi kłamstwo?! - dłoń wyrwana z uścisku i lądująca na jego klatce piersiowej, wywołująca jego przemieszczenie w tył. - Próbujesz mi wmówić, że cię oszukuję?!
- Lukrecjo, spokojnie - przerażenie rosnące w jego oczach. Satysfakcja z jej strony.
- W dupie mam spokój! - nie dała rady i chorobie, i sile fizycznej. Wepchnęła go na kanapę, uderzając z pięści w jamę brzuszną. Nie zważała na bolesność i możliwe uszkodzenia takiego ciosu. - Za kłamstwo również uznasz fakt, że ciężko choruję?! Markuję cię, mówiąc, że choroba jest nieuleczalna?! Finguję, kiedy ci powiem, że przez dwa lata byłam związana z drugoligowym siatkarzem, który zostawił mnie ze względu na moją pracę, uznał, że jestem zapatrzoną w siebie i swoje mięśnie wariatką, a o zerwaniu poinformował dzięki pierdoleniu jednej z miejscowych kosmetyczek?! Wciąż, kurwa, kłamię, prawda?!
Zamurowało go. Szok rósł po każdym wykrzyczanym przez nią pytaniu, kumulując się przy ostatnim. A potem przeszedł w typowe współczucie. Nie tyle po jej przeżyciach i wyrzuceniu ich z siebie z szybkością karabinu maszynowego. Raczej po widoku kilku łez spływających po jej policzkach i kopaniu wszystkiego, co tylko nasunęło się jej pod stopy. Nawet otępiały ból utemperował swą intensywność.
- Luki, przykro mi, ja o niczym nie wiedziałem...
- A skąd byś mógł?! - znów krzyk, tym razem bardziej płaczliwy. - Miałabym dzielić się swoimi problemami z byle kim, z osobą pod moją ochroną?!
- Proszę cię, uspokój się.
- Myślisz, że to takie łatwe?! - kolejny obraz lądujący na podłodze, kolejne uderzenie pięścią w ścianę. - Nie panuję nad tym, tak ciężko to pojąć?! Pląsawica Huntingtona cokolwiek ci mówi?!
- Niewiele.
- To się ciesz. Ciesz, że masz o niej niemal zerowe pojęcie. A tym bardziej ciesz się, że się z nią nie zmagasz!
- Zawsze mogę. Tyle że nie w swoim ciele.
Nie było mu łatwo. Ale chęci zawsze przezwyciężają poziom trudności. Po chwilowym tarmoszeniu się zamknął jej obie dłonie w uścisku i przyssał się do jej warg. Nie oponowała. Chciała tego. Przynajmniej tak odbierał jej niekontrolowane ruchy. I raczej wcale niewywoływane przez chorobę.
Smakował jej ciepłych i wilgotnych ust, badał strukturę wnętrza jamy ustnej, bawił się jej językiem. I to ze wzajemnością.
Nie powstrzymał jej. Nie dał rady z jej mocą przy wyrywaniu rąk z jego dłoni. Jednakże wcale się nie bał, że za kilka minut wyląduje na OIOMie. Nie musiał. Bo ona nie miała zamiaru go skrzywdzić. Wplotła palce w jego włosy. Już nawet nie przeszkadzało mu wyrywanie ich co jakiś czas wraz z cebulkami.
- Zrób to ze mną, zanim do reszty zeświruję i zrobię ci porządną krzywdę.
Nie musiała drugi raz zmuszać swoich strun głosowych do drgania i przez to wypowiedzenia tej frazy. Nie musiała powtarzać. Jemu to nie było potrzebne. Nigdy.
Rozbierał ją powoli, subtelnie pozbywając się ubrań okrywających jej ciało. Całował każdy jego skrawek, nie pomijając tych najwrażliwszych. Stymulował jej szyję i łopatki. Wytyczał palcami swoje prywatne szlaki. A potem wziął ją w swe posiadanie, rozkoszując się ciepłem i rozpychaniem jej wnętrza. Kochał ją rytmicznie, zdecydowanymi, ale nie brutalnymi ruchami, bez przerwy wpatrując się w jej rozszerzone źrenice i rozchylone od charakterystycznych jęków wargi. Nie śpieszyło mu się w sprawianiu obojgu przyjemności. Ale jej chyba tak. Bo po pierwszym spełnieniu sprzedała mu szybkiego liścia i zupełnie naga zwiała do siebie.
A on w ogóle nie żałował.
***
 wybaczcie, musiałam taki fragment tu wpleść, żeby się to wszystko jako tako trzymało kupy.
reszta będzie do zera ogolona z takich scen, skupię się na czymś zupełnie innym.

tęsknię za laptopkiem, bo od telefonu oczy mi parują.
jeszcze tylko jeden dzień.

nowości na Kubiaku, Żygadle i bliźniaczkach.